galne to groźne skargi, wtórowały burzy, jaka się odbywała w jej duszy. Nareszcie drzwi otworzyły się żywo.
— Pan dyrektor mnie przywoływał — rzekł Nantais wesołym głosem.
Obecność Klary, jej bladość, surowe oblicze dyrektora....
Zrozumiał wszystko.
Dotrzymała więc słowa.
Na tej twardej i brutalnej twarzy na chwilę okazało się wzburzenie jakiegoś dzikiego obłędu, obłędu człowieka, schwytanego w zasadzkę, który zabija, ażeby z niej się wydobyć, i kręci się nie znajdując wyjścia. Wreszcie jednak zachwiał się pod ciężarem wewnętrznej walki i ukląkł przy biórku.
— Przebaczcie — wyszeptał.
Dyrektor gestem kazał mu powstać:
— Uwolnij nas od swoich próśb i łez. My to wszystko znamy. Przystąpmy do rzeczy.... Ta kobieta okradła męża i córkę dla ciebie. Przyrzekłeś jej odnieść pieniądze za dwa dni? Gdzie one są?
Nantais spojrzał obłąkanym wzrokiem wdzięczności na swoją kochankę, która go wyratowała kłamstwem; lecz Klara nie patrzyła na niego. Zbyt dobrze go widziała w ową noc występku.
— Gdzie są pieniądze? powtórzył dyrektor.
— Oto są!... Odniosłem je.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/435
Ta strona została skorygowana.