Strona:PL A Daudet Jack.djvu/439

Ta strona została skorygowana.

biła!” A ci, co słyszeli, gdy to mówił, rumienili się za tę straszną jego naiwność.
A Aztek? Ach! i dla biednego Azteka nadszedł dzień chwały. Na drzwiach wszystkich warsztatów z rozkazu dyrektora umieszczono ogłoszenia o jego niewinności. Otoczono go, częstowano, a można sobie wyobrazić, jak go Roudicowie przepraszali, jak chcieli mu wynagrodzić krzywdę i zapewniali o swojej przyjaźni. Jednej rzeczy tylko brakowało do szczęścia Jacka: Belizaryusza!
Zaledwie otworzono więzienie i powiedziano mu: „Jesteś wolnym....” kramarz odszedł, o nic nie zapytawszy. Wszystko wydało mu się tak dziwnem, obawa, ażeby go znów nie schwytano, pchała go tak silnie, że myślał tylko o ucieczce, o tem, ażeby zemknąć jaknajprędzej, o ile na to pozwalały jego słabe nogi.
Nagłe jego zniknięcie zmartwiło Jacka. Chciał się wytłomaczyć przed tym nieszczęśliwym, który znosił za niego męki, przez dwa dni był więziony i prawie zrujnowany utratą swojego towaru. Nadewszystko to go dręczyło, że Belizaryusz odszedł z przekonaniem o jego winie, a nie było czasu wyprowadzić go z tego błędu. Myśl, że ten biedny włóczęga będzie go miał za złodzieja, gasiła mu całą jego radość.
Pomimo tego jadł z apetytem śniadanie na weselu wachmistrza i Zenaidy i tańczył wraz z innymi (po muzyce ust) — kiedy wszedł Argenton.