Strona:PL A Daudet Jack.djvu/451

Ta strona została skorygowana.

gu, wściekły, że niema dostatecznej liczby palaczów.
— Śpieszmy się chłopcze, bo późno.
Skoczywszy do barki, przebyli koryto rzeki zapełnione statkami: Nie był to już port rzeczny Nantes, poprzecinany rozmaitej wielkości barkami, tylko ogromne budowle, widok odpoczynku i wytchnienia. Uderzenia młotów przy naprawie statków, wrzaski zabieranego drobiu, przerywały jedynie tę dźwięczną, krystaliczną ciszę, która rozciągała się nad wodą. Olbrzymie zamorskie okręty, stojące rzędem u wybrzeża, przygasłe i ciężkie, zdawały się spać pomiędzy dwoma przepływami. Duże angielskie statki, które przybyły z Kalkuty, wznosiły swoje piętra kajut, wysokie pomosty, boki, okryte rojem bielących je majtków. Przepłynęli między temi nieruchomemi masami, gdzie woda przybierała ciemną barwę przerzynającego miasto kanału, jak śród gęstych ścian opasanych łańcuchami, podniesionemi i lśniącemi linami. W końcu wypłynęli z portu i przybyli do Cydnusa, który stał buchając parą i oczekując przypływu morza.
Mały, chudy i czerwony człowiek bez surduta, w czapce z trzema złotemi galonami, wołał na Jacka i Roudica, których barka zbliżała się do długiego okrętu. Zaledwie można było dosłyszyć jego wyrazy w zamięszaniu i gwarze ostatniej godziny odjazdu; lecz gesta jego zdawały się być wymowne. Byłto Blanchet, główny mechanik,