Strona:PL A Daudet Jack.djvu/466

Ta strona została skorygowana.

starannie wyrobionych, dostatecznie zbutwiałemi i smutnemi, odpowiadał w zupełności duchowi Przeglądu. Co mu wszakże daleko mniej odpowiadało, to fizyognomia i zachowanie się redaktorów.
Blizko od sześciu miesięcy, jak założono Przyszłe pokolenia, przerażony odźwierny wpuszczał za próg domu wszystko, co tylko poślednia literatura zawiera najbrudniejszego, najdziwaczniejszego, najopłakańszego.
— U nas bywają nawet Murzyni, nawet Chińczycy! — opowiadał swoim kolegom z ulicy Augustyanów nieszczęśliwy cerber. Zapewnie odnosiło się to do Moronvala, jedynego z członków Przeglądu, któremu zawsze towarzyszyło kilka małych „ciepłych krajów”. Lecz niejeden Moronval nawiedzał czcigodny dom, który stał się miejscem schadzek dla Chybionych Paryża i prowincyi, dla tych wszystkich biedaków, którzy krążą w życiu ze zbyt grubemi rękopisami na ich obcisłe surduty.
Jeden Chybiony zakłada pismo i do tego pismo z pieniędzmi, akcyami — pomyślcie, jaka to dobra gratka! Co prawda, brakowało akcyonaryuszów. Dotąd znalazło się tylko dwóch, naturalnie Argenton i.... nasz przyjaciel Jack. Nie śmiejcie się; Jack był akcyonaryuszem Przeglądu przyszłych pokoleń. Figurował w księdze na sumę dziesięć tysięcy franków, dziesięć tysięcy franków od „dobrego przyjaciela“ Karolina miała cokolwiek