Strona:PL A Daudet Jack.djvu/469

Ta strona została skorygowana.

Jednego wieczoru widzimy państwa Argentonów w ładnym saloniku, napełnionym wonią zielonej herbaty i hiszpańskich cygar. Karolina przygotowywała stół do pisania, porządkowała kałamarz, piórnik z kości słoniowej, złoty piasek, piękne kajeta z białego papieru, z dużemi marginesami na korrektę. Przezorność wcale niepotrzebna, gdy poeta nie robił nigdy korrekty; płodził, jak się udało, bez poprawek. Lecz zeszyt jest ładniejszy z marginesami, a kiedy chodziło o poetę, Karolina starała się, ażeby wszystko tchnęło wdziękiem,
Tegoż właśnie wieczoru Argenton przewidywał natchnienie i czuł siły do dyktowania przez całą noc; chciał więc skorzystać i napisać jakąś sentymentalną powiastkę dla zwabienia prenumeratorów czemś świeżem. Kręcił wąsy, rozjaśnione kilkoma siwemi włosami, tarł wysokie czoło, które mu się powiększyło, bo je sobie wyskubał. Czeka natchnienia. Dziwnym wypadkiem, dość częstym w gospodarstwie, Karolina była źle usposobioną. Zdawało się, jak gdyby jakaś mgła zasłaniała błyszczące jej oczy. Była blada, roztargniona, lecz zawsze posłuszna, gdyż pomimo widocznego znużenia, zaczyna maczać pióro w kałamarzu, delikatnie podniósłszy mały palec w górę, jak kot, lękający się powalać sobie łapek.
— A co, Loloto, gotowa jesteś? Znajdujemy się na pierwszym rozdziale.... Napisałaś, rozdział pierwszy?