Strona:PL A Daudet Jack.djvu/474

Ta strona została skorygowana.

tonął.... Uderzenie na pełnem morzu.... W okolicach przylądka Zielonego.... Okropność!”
Duże wąsy Argentona drgnęły, lecz tyle tylko. Patrząc na jego bladą twarz, wyciągniętą i prawidłową, na której nie ruszyła się ani jedna zmarszczka, trudno byłoby doprawdy określić jego wrażenia, dowiedzieć się czy zapanował na niej tryumf, czy spóźniony żal wobec smutnego rozwiązania. Może oba te uczucia krzyżowały się z sobą na martwej twarzy, na której wyraźnie nie było widać żadnego.
Poeta uczuł tylko potrzebę odświeżenia się na powietrzu po wzruszeniu, jakiego doznał z tej wiadomości.
— Dużo pracowałem — rzekł poważnie do swoich przyjaciół.... Chcę odetchnąć..... Chodźmy się przejść.
— Masz racyę, powiedziała Karolina.... Przejdź się trochę, to ci dobrze zrobi.
Karolina, która zwykle zatrzymywała swego „artystę” w domu, wyobrażając sobie, że wszystkie damy z przedmieścia Saint-Germain, zawiadomione o jego powrocie, gotowe są „wypić wszystką krew z jego serca”, wyjątkowo tego wieczoru była uradowana, że on wychodzi i że zostanie sama ze swojemi myślami. Będzie przynajmniej mogła wypłakać się spokojnie i nikt nie będzie jej pocieszał; cała się odda swoim obawom, tym przeczuciom, do których nie chciała się przyznać, ażeby jej znowu bratalnie nie złajano. Dla tego