— Ależ mój przyjacielu, zaręczam ci, iż on robi wszystko, co tylko może.
Od czasu okropnego przestrachu, jaki ją niedawno napadł, czuła się bardziej odważną w bronieniu dziecka.
— Zresztą, cóż chcesz? Powiadam ci, że mię wprawia w kłopot. Jakże ci to wytłomaczę? Między nami on nie jest w swojem kółku. Nie umie ani mówić, ani usiąść. Nie widzisz, jak siedzi przy obiedzie, zawsze o milę od stołu, rozstawia nogi, zasypia nad talerzem.... A wreszcie taki ogromny chłopak bezustannie przy twoim boku, to cię robi starszą, moja droga.... Przytem ma fatalne nałogi. Pije, ja ci powiadam, że pije. Wprowadza nam tu woń karczmy. Jak rzemieślnik!
Ona spuściła głowę i płakała. Sama spostrzegła, że Jack pije, lecz czyjaż to wina? Czyż nie sami rzucili go w tę przepaść?
— Słuchaj Karolino, mam jedną myśl. Ponieważ nie ma jeszcze siły do pracy, poślijmy go na wyzdrowienie do Etiolles. Przepędzi jakiś czas na wsi, na świeżem powietrzu, może wynajmie komu „Parva domus“, który nam został na karku z dziesięcioletnim kontraktem. Poślemy mu tam trochę pieniędzy, czegóż więcej potrzeba?.... To mu zrobi lepiej.
Rzuciła mu się na szyję z wylaniem wdzięczności:
— Och! Zawsze jesteś lepszy od wszystkich.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/488
Ta strona została skorygowana.