ska przyrządzał sobie jaką ucztę prostaczą. Siadywał wtedy na ławeczce przede drzwiami, paląc fajkę koło gwardzisty. Nie robiono mu żadnych zapytań, tylko widząc jego policzki zaczerwienione i chudość długiej figury, ojciec Arohambauld kiwał samotnie głową, tak jak to robił, gdy patrzał na swoje buki zjadane przez wołki.
Dziś Jack, przyszedłszy do swoich przyjaciół, znalazł męża w łóżku, dotkniętego gwałtownym napadem reumatyzmu, który kilka razy do roku powalał tego kolosa na ziemię, jak drzewo olbrzymie rażone piorunem. W jego wezgłowiu stał mały człowiek, ubrany w długi surdut, którego kieszenie napełnione dziennikami i książkami uderzały go po nogach, głowę miał odkrytą a całkiem siwe włosy zupełnie ujeżone. Był to Rivals.
Spotkanie z początku było kłopotliwe. Jackowi wstyd było znajdować się wobec starego doktora, którego smutne przepowiednie na myśl mu przyszły. Rivals, przypisując to zakłopotanie wspomnieniu kradzieży, zachowywał się również bardzo chłodno; ale słabość chłopca wzruszyła go ponad wszystko. Wyszli razem, rozmawiając po lesie małemi ścieżynami, i przechodząc z jednego miejsca na drugie, od szczegółów niewyraźnych do wyraźniejszych, przybyli wreszcie do granicy boru, a zarazem do zupełnego wyjaśnienia i porozumienia. Rivals tryumfował, odczytując ciągle tę stronnicę książeczki, w której dyrektor fabryki stwierdził pomyłkę oskarżenia.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/497
Ta strona została skorygowana.