Poczem zbliżył się do innych profesorów siedzących przed kominkiem, którzy, przywitawszy go, zachowali milczenie, zmięszani i weseli.
Pannie Constant wydał się d’Argenton dumnym, na Jacku zrobił wrażenie nieopisanej odrazy i trwogi.
Od wszystkich, którzy się tu znajdowali, Jack miał dużo ucierpieć, lecz od tego najwięcej. Rzec by można, że to przeczuł. Gdy go tylko wchodzącego zobaczył, odgadł instynktowo „wroga”, którego surowy wzrok, zkrzyżowawszy się z jego spojrzeniem, zmroził go do głębi duszy. Och! ileż razy w utrapieniach swego życia będzie musiał spotykać to wypłowiałe oko niebieskie, uśpione pod ciężką powieką, które, zbudziwszy się, rzucało błyski stali i tajemniczego zaiskrzenia. Nazwano oczy oknami duszy; lecz to były okna tak zamknięte, że można było wątpić, czy po za niemi jest dusza.
Po skończonej rozmowie pomiędzy panną Constant i Moronvalami, mulat zbliżył się do swego nowego ucznia i uderzywszy go przyjacielsko po twarzy, rzekł:
— Chodź, chodź, mój mały przyjacielu... Musimy mieć nieco weselszą minę.
Rzeczywiście, w chwili rozłączenia się z panną służącą, czuł Jack, iż oczy napełniają mu się łzami. Nie dla tego, żeby miał wielkie do niej przywiązanie, lecz ona stanowiła cząstkę domu,
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/50
Ta strona została skorygowana.