środek podług przepisu jakiejś perskiej książki..... Zobaczysz, jaka to zadziwiająca rzecz!
Rozmawiali tak półgłosem stojąc śród robotników, którzy chodzili tam i sam, przybijali gwoździe, posuwali meble.
— Chciałbym z mamą pomówić, bardzo poważnie — powiedział Jack.
— Ach! mój Boże, cóż takiego się stało?... Ty wiesz, że powaga niebyła nigdy moją mocną stroną. A dziś widzisz zamięszanie z powodu tego wielkiego wieczoru.... Ach! będzie pyszny. Posłaliśmy pięćset zaproszeń.... Nie mówię ci, żebyś został, bo rozumiesz.... Naprzód to by cię nie zabawiło.... Ale kiedy chcesz koniecznie mówić ze mną, chodź tedy na taras.... Kazałam urządzić werendę dla palących, zobaczysz jak to wygodnie.
Przyprowadziła go pod werendę z sufitem cynkowym, pokrytym owilichem w paski, przyozdobionym w dywan i żardynierkę, który jednak wydawał się dosyć smutnym w dzień biały, przy niemiłem spadaniu kropel deszczu i wśród widnokręgu brzegów Sekwany, mgłą napełnionego.
Jack czuł się zmięszanym.... Myślał sobie: „Lepiej było napisać....” Nie wiedział od czego zacząć.
— No i cóż? powiedziała Karolina, podparłszy ręką podbródek w pięknej pozie kobiety słuchającej.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/515
Ta strona została skorygowana.