Strona:PL A Daudet Jack.djvu/516

Ta strona została skorygowana.

Wahał się jeszcze przez chwilę, jak się wahamy, kładąc ciężar zbyt wielki na delikatnej etażerce, gdyż to, co miał jej powiedzieć, wydawało mu się za ciężkiem w stosunku do tej leciutkiej głowy, która się ku niemu pochylała.
— Obciąłbym.... pomówić o moim ojcu.
Ona miała już na końcu ust: „co za myśl!” a jeżeli tego nie wymówiła, pomięszany wyraz jej twarzy, na której malowało się zdziwienie, znudzenie, obawa, powiedział to za nią.
— Jest to przedmiot bardzo smutny dla nas obojga, moje biedno dziecko; ale cóż, jakkolwiek on jest przykrym, pojmuję twoją ciekawość i jestem gotowa uczynić jej zadość.... Zresztą, dodała uroczyście, miałam zamiar odkryć ci tajemnicę, twego urodzenia.
Tym razem na niego przyszła kolej popatrzeć na nią w zdumieniu.
A więc ona nie pamiętała, że trzy miesiące temu już mu zrobiła to odkrycie. Jednakże nie protestował przeciwko zapomnieniu. Zyskiwał na tem, bo mógł porównać to, co mu teraz powie, z tem, co mu dawniej powiedziała. On ją znał tak wybornie!
— Czy to prawda, że mój ojciec był szlachcicem? zapytał.
— Ależ najszlachetniejszym, moje dziecko.
— Markizem?
— Nie, baronem tylko.
— Mnie się zdawało..... powiedziałaś mi.....