Strona:PL A Daudet Jack.djvu/521

Ta strona została skorygowana.

o spokoju, otaczającym go i uzdrawiającym, jaki wynikał z cichego otoczenia, z domu milczącego, z lekkich kroków Cecylii, która o tyle tylko przerywała jego bezwładność, o ile potrzeba było, ażeby rekonwalescent mógł zasmakować w długich dniach zupełnej bezczynności.
On tak szczęśliwy, że nic nie mówił, że mógł tylko patrzeć na pół przymkniętemi oczyma na miłą dla siebie osobę, że słyszał szelest igły Cecylii albo jej pióro, skrzypiące po liniowanym papierze książek rachunkowych.
— Och! ten dziadek.... Pewna jestem, że ukrywa przedemną połowę swych wizyt.... Od wczoraj dwa razy się zaciął.... Utrzymywał przedemną, że nie chodził do Gondeloupów, a w minutę potem powiedział, że żona ma się trochę lepiej. Musiałeś to zauważyć, panie Jack.
— Co pani? powiedział budząc się.
On nie słyszał, patrzał na nią prosto, naturalnie zawsze jednako powabną, bez tych dzieciństw wyszukanych, bez tych wyskoków młodych dziewcząt, które wiedzą, że roztrzepanie jest wdziękiem, a które je psują przez afektacyę. W niej wszystko jest poważne, wszystko głębokie, głos dźwięczy w przestrzeniach myśli, a wzrok pochłania i zachowuje światło; czuje się, że to, co wchodzi do tej duszy i co wychodzi, idzie daleko i przychodzi zdaleka. To tak jest prawdą, że wyrazy, ta drobna moneta, zużyta, zamazana, jeżeli ona je wymawia nabierają zadzi-