lekkiej mgły, która zdawała się znikać przy każdym zakręcie drogi i unosić się w górę jak gaza, odkrywając krajobraz prześliczny, na zżętych polach, na złocistem zbożu leżącem w garściach, na wątłych roślinach o ostatnim wysiłku tej pory roku. Długie jedwabiste a białe nici pływały, łączyły się z sobą, rozciągały się wzdłuż, jakby cząsteczki mgły znikającej. Tworzyło to obraz z nici srebrnych wzdłuż tych płaskich przestrzeni, którym jesień nadaje tyle wspaniałości i uroczystości. W pobliżu gościńca płynęła rzeka, a po jej brzegach wznosiły się domy i drzewa olbrzymie zczerwienione przez znikłe już lato. Świeżość w powietrzu rozpostarta i jego lekkość pomagały dobremu humorowi podróżników trzęsących się na twardych ławeczkach z nogami w słomie a obiema rękami trzymających się brzegów bryczki. Jedna z córek dzierżawcy popędzała osiołka szarego a upartego, który potrząsał długiemi uszami dręczony przez osy, bardzo liczne w tej porze roku, kiedy zbiór owoców rozprzestrzenia w powietrzu tak miłe zapachy.
I tak jechano sobie truchcikiem. To z tej to z owej strony drogi migały się Etiolle, Soisy z tymi przypadkowo ukazującymi się punktami widzenia, które stanowią pomyślny los podróży. Kiedy minęli już Corbeil, o kilka kilometrów od miasteczka, jadąc wzdłuż rzeki, dostali się w środek winobrania.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/529
Ta strona została skorygowana.