Kiedyśmy wieczorem usiedli do stołu, matka i ja, puste miejsca pomiędzy nami dały nam bardzo uczuć nasze osamotnienie. A potem to tak odbyło się zbyt szybko, nie dawszy nam czasu przygotowania się do tej rozłąki. Spoglądaliśmy na siebie cicho w osłupieniu. Co do mnie, miałem jeszcze życie zewnętrzne, przejażdżki do chorych, ale biedna matka zmuszona była do obnoszenia swego smutku po całym domu, który jej przypominał nieobecną. Takie to przeznaczenie kobiet. Wszystkie ich zmartwienia, wszystkie radości pochodzą z wewnątrz, tam się skupiają, tam się wpijają tak dalece, że kobiety odnajdują je w szafie, którą uprzątają, lub w hafcie, który kończą. Na szczęście listy, któreśmy odbierali z Pizy i Florencyi, wszystkie promieniowały miłością i słońcem. Potem zajmowaliśmy się dziećmi. Kazałem im zbudować mały domek obok naszego. Wybieraliśmy obicia, meble, papiery, Codziennie mówiliśmy o nich: „Oni są tutaj.... Oni są tam.... Oddalają się.... przybliżają....” Nakoniec oczekiwaliśmy tych ostatnich listów, jakie podróżni wyprawiają z życzeniem, aby je mogli wyprzedzić.
Pewnego wieczoru, kiedym wrócił z wizyt bardzo późno i jadłem obiad tutaj sam, ponieważ żona poszła spać, słyszę pośpieszne kroki w ogrodzie, na schodach. Drzwi się otwierają. Wchodzi moja córka. Nie ta piękna, młoda kobieta, która wyjechała przed miesiącem, ale biedna dziewczyna wychudła, blada, zmieniona, okryta nędzną
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/543
Ta strona została skorygowana.