Strona:PL A Daudet Jack.djvu/574

Ta strona została skorygowana.

wierszami; wzruszającą to było rzeczą widzieć tego dużego chłopaka, którego ręce traciły formę z dnia na dzień pod ciężarem wahadła, jak natężał siły dla utrzymania pióra, jak niem wstrząsał, jak rzucał niekiedy w przystępie bezwładnego gniewu. Obok niego Belizaryusz szył daszki do kaszkietów albo słomę na kapelusze letnie, w milczeniu religijnem, w zdumieniu dzikiego, towarzyszącego praktykom czarodziejskim. Pot go oblewał z powodu wysiłków, jakie robił Jack, ruszał językiem, niecierpliwił się, a kiedy towarzysz pokonał trudności jakiego ustępu, to on także podnosił głowę z miną zwycięzką. Szelest grubej igły kramarza, przepychanej przez grubą słomę, pióro studenta, skrzypiące po papierze, jego grube i ciężkie słowniki napełniały poddasze atmosferą pracy i zdrowia; a kiedy Jack podnosił oczy, to spostrzegał naprzeciw siebie po za szybami światła lamp pracowniczych cienie zajęte robotą, przedłużające odważnie długie czuwanie, to jest stronę odwrotną nocy paryzkiej, wszystko to, co błyszczy w głębi jego podwórz, kiedy bulwary się oświetlają.
Około wieczoru, pani Weber, ułożywszy do snu i uśpiwszy swego malca, ażeby zaoszczędzić sobie węgli i oliwy, przychodziła pracować obok swoich przyjaciół. Naprawiała ona odzież, Belizaryusza i towarzysza. Ułożyli się już, że małżeństwo odbędzie się na wiosnę, ponieważ zima jest dla biednych pełna kłopotów i niepokojów.