— Oto go masz — powiedział Belizaryusz, pokazując mu o kilka kroków za nim stojącego draba w ubraniu robotniczem, z rękawami od koszuli na wierzchu, z młotkiem na ramieniu, ze skurzanym fartuchem pod pachą. Jego twarz, odznaczająca się brakiem ruchów wydatnych, zaspana, rozpromieniona od błysku butelki, do połowy okrywała się brodą obfitą, krzaczystą, brudną, bezbarwną, jaką posiadał dawny współ-stołownik byłego gimnazyum Moronvala, którego Chybieni nazywali człowiekiem co czytał Prudona. Jeżeli podobieństwa fizyczne pociągają za sobą stosunki moralne, to nowy towarzysz Belizaryusza, nazwiskiem Ribarot, nie musiał być złym człowiekiem, ale leniuchem nadętym, zarozumiałym, głupcem i pijakiem. Jack oczywiście nie podzielał się ze swojemi nieprzyjemnemi wrażeniami z kramarzem, który z radością patrzał na swoją nową zdobycz i bez powodu ściskał go ciągle za rękę. Ponieważ pani Weber dała na niego zezwolenie, więc załatwiono rzecz główną. Prawda, że poczciwa kobieta zrobiła jak Jack: widząc swego aspiranta tak szczęśliwym, nie śmiała okazać się zbyt wymagającą i nie zwracając uwagi na wadliwą zewnętrzność, zadowolniła się tym towarzyszem w braku innego.
Podczas dwu tygodni, które poprzedziły małżeństwo, jakież to wesołe krzyki: „kapelusze, kapelusze, kapelusze!” — rozlegały się po robotniczych podwórzach Menitmontant, w Belleville,
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/599
Ta strona została skorygowana.