Strona:PL A Daudet Jack.djvu/620

Ta strona została skorygowana.

Ułożono się tedy, że skoro Ribarot wraca zataczając się, z językiem kołowatym, to mu nie dadzą kolacyi, co było wielkiem udręczeniem dla tego pijaka, który w skutek szczególnych względów natury w takie dni miał jeszcze większy apetyt niż zwykle. Komedya to była prawdziwa patrzyć, z jakim wysiłkiem starał się trzymać prosto, ażeby się ukłonić z zaciśniętymi zębami. Ale roznosicielka chleba odznaczała się przenikliwością nadzwyczajną i często rozdając zupę łyżkami, kiedy towarzysz wyciągał swój talerz wybuchała przeciwko niemu:
— Czy pan się nie wstydzisz siadać do stołu w takim stanie?!.... Jesteś przecie pod dobrą datą, widzę doskonale.
— Tak sądzisz?... mówił Belizaryusz. A jednak zdaje mi się.....
— No to dobrze, co wiem, to wiem.... A dalejże na słomę..... Nie zwlekać ani chwili.
Towarzysz wstawał, brał swój młotek i fartuch jąkając kilka słów prośby albo oburzenia, rzucając smutny wzrok na parującą zupę, a potem szedł spać jak pies do małej niszy, którą zajmował Belizaryusz przed swojem małżeństwem. Nie był on zły z natury, a pod tą brodą nastrzępioną, nieczystą i wyzywającą, ukrywała się twarz dziecka pełnego wad i słabego. Kiedy już wyszedł, kramarz, wysuwając swoje poczciwe grube wargi, mawiał zazwyczaj:
— No, no dajże mu choć troszkę zupy.