Strona:PL A Daudet Jack.djvu/627

Ta strona została skorygowana.

— Co ci jest mamo? zapytał Jack, który bardzo niespokojny szukał jej od jakiegoś czasu.
Ona odpowiadała zalana łzami:
— Nic.... Wzruszyłam się trochę.... Ja tu tyle rzeczy pogrzebałam.
Rzeczywiście, ten domek ze swoją melancholijną ciszą, z łacińskim napisem nad drzwiami, podobny był do grobu. Otarła oczy, lecz straciła swoją wesołość do samego wieczora. Napróżno Cecylia, której powiedziano, że pani Argenton rozłączyła się z mężem, starała się czułościami zataić to przykre wrażenie; daremnie Jack silił się ją zająć swoimi pięknymi projektami na przyszłość, ażeby zapomniała o ubiegłych latach.
— Widzisz, moje dziecko, rzekła wracając wieczorem na stacyę Evry, ja ci często nie mogę towarzyszyć. Zbyt wiele cierpiałam; rana zbyt świeża.
Głos jej drżał, gdy to mówiła. A więc po wszystkiem, co ten człowiek jej zrobił, po tylu dowodach poniżenia, obrazy, jakie wycierpiała przy nim, jednakże kochała go jeszcze.
Przez kilka niedziel Ida nie jeździła do Etiolles; odtąd więc Jack musiał swój dzień wolny od pracy w połowie tylko przepędzać z Cecylią, odmawiać sobie najprzyjemniejszych chwil, wycieczek do lasu, miłej pogawędki przy zapadającej nocy, na prostej ławce w ogrodzie, ażeby wrócić do Paryża, jeść obiad z matką. Wracał popołudniowym pustym i rozpalonym pociągiem, przechodząc od