spokoju lasów do świątecznego przedmiejskiego ożywienia. Zapełnione omnibusy, zawalone trotuary stoliczkami małych kawiarni, gdzie całe rodziny — ojciec, matka, dzieci — zasiadały przed illustrowanemi pismami, tłumy z nosami w górę podniesionymi, przypatrujące się wzniesionemu przez fabrykę gazową żółtemu balonowi, cały ten tłok stanowił tak wielką sprzeczność z tem, co Jack przed chwilą opuścił, iż wprawiał go w odurzenie i rozdzierał mu serce. Na bardziej pustej ulicy Panoyaux odnajdywał zwyczaje prowincyi, grano w wolanta przed drzwiami, a w podwórku dużych spokojnych domów stróż z kilkoma sąsiadami siedzieli na krzesłach, odświeżając powietrze ciągiem polewaniem. Zwykle, gdy Jack wracał, zastawał swoją matkę w korytarzu, rozmawiającą z państwem Levindré. Belizaryusz z żoną, wychodząc regularnie co niedziela na całe popołudnie, chętnie zabieraliby z sobą panią de Barancy; lecz ona wstydziła się pokazywać z temi biednemi ludźmi, a zresztą, wołała towarzystwo próżniaków i gadułów. Żona Levindré była szwaczką, od dwu lat zabierała się do pracy, ażeby sobie mogła kupić maszynę do szycia za sześćset franków; ani o su mniej jak za sześćset franków! Co do męża, ten był kiedyś jubilerem, postanowił sobie pracować tylko na własny dochód. Jakkolwiek zasiłki, wyżebrane to ztąd to ztamtąd od krewnych obojga, utrzymywały to smutne małżeństwo, było ono prawdziwem
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/628
Ta strona została skorygowana.