Strona:PL A Daudet Jack.djvu/634

Ta strona została skorygowana.

rażącego, w wykrojeniu stanika, w uczesaniu włosów, w dużych fałdach spódnic, i Jack naumyślnie przybierał postawę nieco dobroduszną, ażeby całą swoją powagą osłonić matkę, kompromitującą się jak metressa. Szli pomiędzy długimi rzędami małomieszczaństwa, rzemieślników, świątecznie idących szeregiem, małymi krokami, przez ulice i bulwary, których co do litery znają wszystkie napisy. Była to mięszanina uczciwych twarzy z grubiańskimi ruchami, surduty zapięte pod szyję, szale spadające na plecy, ubrania wyszłe z mody, ukazujące się tylko w dnie niedzielne, synonimy wypoczynku i przechadzek, mięszanina, która zapełnia całe miasto deptaniem, szmerem napływającego tłumu ze wszystkich stron po fajerwerkach. Rzeczywiście, widać już było w tem znużenie kończącej się niedzieli, pomrokę zajętej myśli o jutrze. Jack z matką szedł z tą żywą falą i zatrzymywał się w małej restauracyi Bagnolet lub Romainville, gdzie smutnie jedli obiad. Starali się rozmawiać z sobą, zjednoczyć niejako swoje myśli, lecz tu leżała największa trudność w ich wspólnem życiu. Od tak dawna rozdzieleni byli z sobą, ich stanowisko było tak różne. Jeżeli delikatność Idy oburzała się na brudny obrus w karczmie, z którego zaledwie uprzątnięto dawne plamy z wina, jeżeli ze wstrętem obcierała sobie szklankę i nakrycie, to Jack zaledwie spostrzegał to zaniedbane nakrycie, przez długie lata przyzwyczaił się do wszystkich niewygód biedne-