Strona:PL A Daudet Jack.djvu/635

Ta strona została skorygowana.

go życia. Natomiast, z każdym dniem zmysł jego coraz bardziej się podnosił i wiedza rozszerzała, dziwił się więc pospolitości swej matki, dawniej ograniczonej, lecz teraz zepsutej przez długi pobyt pomiędzy Chybionymi. Używała frazesów symbolicznych, wyrażała się w sposób zapożyczony od Argentona, przybrała ton ostry i stanowczy w każdej rozprawie. „Ja.... ja....” Wszystko tam rozpoczynała a kończyła jakimś pogardliwym gestem, widocznie znaczącym: „Zbyt dobra jestem, że rozmawiam z tobą, nędzny wyrobniku....” Dzięki tej assymilacyi, skutkiem której po kilku latach małżeństwa mąż z żoną stają się sobie podobni, Jack był przerażony, widząc na pięknej twarzy swej matki wyraz „nieprzyjaciela”, nawet; tenże sam miała uśmiech, który go od dzieciństwa prześladował. Żaden snycerz nie urobiłby jej lepiej z miękkiej gliny, jak ten fałszywy poeta, chciwy panowania, urobił ją na swój model.
Po obiedzie, w długie letnie wieczory, najlepiej lubili przechadzać się po skwerze Buttes-Chaumont, który niedawno zaprowadzono. Był to obszerny i melancholijny ogród, założony na dawnych wzgórzach Montfaucon, ozdobiony grotami, kaskadami, kolumnadami, mostami, przepaściami i sosnowym laskiem, którym staczał się wzdłuż pagórka. Ogród ten urządzony sztucznie i cudownie sprawiał Idzie de Barancy złudzenie okazałego parku. Z rozkoszą wlokła swoją suknię po piasku w alejach, unosiła się nad egzo-