Poemat liryczny
Poemat rozpoczynał się temi słowy:
Jakto! bez słowa pożegnania, nie odwróciwszy głowy,
Jakto! nie spojrzawszy nawet na próg opuszczony;
Jakto!....
Dwieście długich i ścisłych wierszy zaczerniało stronnice jak nudząca proza; i to dopiero był wstęp. Ażeby zapobiedz pomyłce, co cztery lub pięć wierszy powtarzające się imię Karoliny dostatecznie objaśniało czytelnika. Jack rzucił książkę, wzruszywszy ramionami.
— I ten nędznik śmiał ci to przysłać?
— Kilka dni temu zostawiono numer na dole, rzekła nieśmiało.... Nie wiem, kto taki.
Nastała chwila milczenia. Ida umierała z chęci podniesienia książki; lecz nie śmiała. W końcu pochyliła się niby od niechcenia. Jack zobaczył to poruszenie:
— Spodziewam się, że nie zatrzymasz tego u siebie. Te wiersze są śmieszne.
Ona wyprostowała się:
— Przepraszam, ja tego nie widzę!
— Dajże pokój, mamo! Daremnie kręci ogonem, ażeby udać wzruszonego, a chociaż woła: „kua! kua! ” jak bocian, nie zdoła nas wzruszyć.