Strona:PL A Daudet Jack.djvu/653

Ta strona została skorygowana.

Jack wzruszył ramionami:
— Panie, po co ta komedya pomiędzy nami? Pan mnie nie cierpisz, a ja się panem brzydzę....
— Od jakiegoż to czasu, Jacku, staliśmy się takimi nieprzyjaciółmi?
— Ja myślę, że od czasu naszego poznania. Jak tylko zapamiętam, czuję do pana nienawiść. Zaraz od początku, czemże mogliśmy być dla siebie, jeżeli nie dwoma nieprzyjaciółmi? Czy mógłbym panu dać inną nazwę? Czem pan dla mnie jesteś? A jeżeli kiedykolwiek w życiu myślałem o panu bez gniewu, czy sądzisz, że mogłem pomyśleć bez zarumienienia?
— Masz racyę, Jacku, przyznaję, że nasze wzajemne położenie było fałszywem, bardzo fałszywem. Lecz nie mogę być odpowiedzialnym za traf szczególny, za fatalizm.... Zresztą, mój drogi przyjacielu, życie nie jest romansem,... Nie można od niego wymagać....
Lecz Jack przerwał mu te pajęcze uwagi, które go nigdy nie zawodziły.
— Tak, masz pan słuszność. Życie nie jest romansem; przeciwnie, jest ono bardzo poważne i pozytywne, czego dowodem, że każda chwila jest dla mnie porachowana, i nie mogę tracić mojego czasu na rozprawy próżniacze..... Przez dziesięć lat należała do pana, była twoją sługą, rzeczą! Co ja wycierpiałem przez te dziesięć lat, moja dziecięca duma nie okazywała panu nigdy; lecz idźmy dalej. Teraz moja matka do mnie na-