Strona:PL A Daudet Jack.djvu/661

Ta strona została skorygowana.

ze stanowczem postanowieniem niewyjścia. Nieraz nawet niezręczną troskliwością sprawiła mu wiele kłopotu. Teraz kiedy jej niebyło, przechadzał się Jack dużymi krokami i odzyskiwał czas stracony. Co niedziela jeździł do Etiolles, coraz więcej zakochany i coraz rozumniejszy. Doktór był zachwycony postępem swego ucznia; gdyby się tak posuwał, przed rokiem mógłby zostać bakałarzem i zapisać się do szkoły medycznej. Na wyraz Bakałarz, Jack uśmiechał się radośnie, a kiedy go wymienił wobec Belizaryuszów, których został Towarzyszem po nowym figlu Ribarota, mała izdebka na ulicy Panoyaux jak gdyby powiększyła się i rozjaśniała. Nawet roznosicielka chleba w zachwycie nagle nabrała gustu do nauki. Wieczorem późno, kiedy skończyła swoją robotę, musiał ją Belizaryusz uczyć czytać, pokazywał jej litery swoim kwadratowym palcem, którym je zakrywał. Lecz jeżeli Rivals radował się postępem w naukach Jacka, daleko mniej cieszył się jego zdrowiem. Gdy nastała jesień, powrócił Jackowi dawny kaszel, zapadły mu policzki, oczy błyszczały gorączkowym płomieniem, dłonie rąk paliły żarem.
— To mi się nie podoba, mówił dzielny człowiek, badając swojego ucznia z niepokojem; ty za wiele pracujesz, twój umysł jest wytężony, zbyt rozgrzany.... Trzeba go pohamować, powstrzymać trochę.... Cóż u dyabła! masz dość czasu. Cecylia nie odjeżdża.