Strona:PL A Daudet Jack.djvu/662

Ta strona została skorygowana.

Nie, zaiste, nie odjeżdżała. Nigdy nie była przyjemniejszą, względniejszą, przychylniejszą dla niego; rzecby można, iż odgadywała całą straconą miłość, część opóźnionego szczęścia, jaką ten wydziedziczony miał w niej odnaleźć. I to właśnie podbudzało naszego przyjaciela Jacka, dodawało mu zapału do pracy, który nic nie mogło powstrzymać. Siadywał ciągle po nocach; pracował po siedmnaście godzin dziennie, nie czując zmęczenia; a w tym wzburzonym stanie, który podwajał jego siły, wahadło fabryki Eyssendeck było tak lekkie w jego ręku jak pióro.
Zasoby ciała ludzkiego są niewyczerpane. Jack podsycając się czuwaniem po nocach, obojętny na wszystko, doszedł jak indyjski fakir do tej gorączkowej siły, kiedy sama boleść staje się rodzajem przyjemności. Błogosławił nawet zimno swojej izby, które wyrywało go z ciężkiego młodzieńczego snu jego o piątej rano, nawet ten suchy kaszel, który podtrzymywał go w czujności i nie dawał mu zasnąć przed nocą. Niekiedy, siedząc przy stole, uczuwał nagle jakąś lekkość w całej swojej istocie, jasnowidzenie, nadzwyczajne wytężenie swoich umysłowych sił, połączone z jakąś fizyczną niemocą. Było to niby omdlenie ku wyższemu światu. Wtedy jego pióro szybko biegało, wszystkie trudności pracy usuwały się przed nim. W ten sposób doszedłby z pewnością do końca swego pięknego zadania, lecz pod warunkiem, że nic mu nie stanie w poprzek drogi, na którą się