Strona:PL A Daudet Jack.djvu/682

Ta strona została skorygowana.

napotykały, objęte w przezroczyste zasłony, jakby tajemnicze kokietki, zachwycone że je poznawano. Naokoło żony Chybionych schylały się w pokorze i pochlebstwie, a pośród nich mała pani Moronval, która, siedząc, wydawała się bardzo dużą, z powodu niepomiernej wysokości swego czoła i podbródka; ocierała sobie oczy co chwila, ażeby dowieść swego wzruszenia. Obłuda ta niezbyt licowała z godnością pani Moronval, z domu Decostère; ale nędza najsilniejszą nawet dumę pochyla ku ziemi, a Moronval, znajdujący się naprzeciwko swej żony, czuwał nad nią, był kierownikiem oklasków, nadawał swej małpiej twarzy tysiące odmiennych wyrazów nadzwyczajnego podziwu, chociąż wściekle gryzł sobie paznokcie, co było zawsze przepowiednią jakiejś pożyczki. W obec takiego przychylnie usposobionego towarzystwa, płynęły wiersze z rozpaczliwą powolnością i monotonią: był to ruch kołowrotka, który zwijał w nieskończony kłębuszek. Ruszało się to i ruszało, a nigdy nie kończyło. A ruch ten mięszał się z trzaskaniem ognia, z migotaniem lamp, z szumem wiatru, błądzącego po balkonie i uderzającego znagła, a wściekle o szyby jak w ową noc pamiętną. Ale Karolina nie była tego wieczoru w tem usposobieniu niespokojnem, w którym umysł chętnie pochłania w siebie przepowiednie i przeczucia. Zajmował ją całą tylko jej poeta, tylko ten dramat, który on rozwijał, silnie skandując swoje wiersze. Poemat istotnie zawierał