Strona:PL A Daudet Jack.djvu/694

Ta strona została skorygowana.

„Acha, dobryś!... jeszcze jeden....” — zdawały się one mówić. Rzeczywiście, w zakładach dobroczynnych przepełnienie jest wielkie, a każde łoże boleści staje się przedmiotem zazdrości, intryg i sprzeczki. Administracya napróżno robi wysiłki, miłosierdzie napróżno pomnaża środki, zawsze chorych jest więcej niż miejsca do przyjęcia. Bo w tym okrutnym Paryżu znajdują się wszystkie rodzaje nieszczęść; są one zarówno dziwne jak nieprzewidziane i skomplikowane, na wyrobienie których składa się występek, nędza i wszystkie kombinacye, jakie tworzą pomiędzy sobą te dwa pierwiastki cierpienia. Paryż w tym względzie jest mistrzem, a liczne okazy tego mistrzostwa siedziały na brudnych ławach biura centralnego. W miarę jak wchodzili, dzielono ich na dwie kategorye: po jednej stronie byli ranni, to jest ci, których koła fabryczne, machiny parowe, kwasy farbiarskie robią kalekami, ślepcami, brzydalami; po drugiej stronie — fabryczni, anemiczni, chorzy na płuca, z członkami drżącemi, z oczami zawiązanemi, z kaszlem rozmaitym, głuchym i ostrym tak, że jeden zdawał się oczekiwać na drugi, ażeby odezwać się wspólnie, jakby instrumenta w przerażającej orkiestrze. A jakie łachmany, jakie trzewiki, jakie kapelusze, jakie kabaty! Był to zbiór gałganów z tem wszystkiem, co one mają najokropniejszego, których dziury połatane były błotem a frendzle zmoczone w rynsztoku; bo większa część tych biedaków przyszła piechotą, wlo-