Strona:PL A Daudet Jack.djvu/701

Ta strona została skorygowana.

— Modlitwa, panowie!
Przed ołtarzem ujrzał Jack niewyraźnie cień klęczącej kobiety, pogrążonej w grubych fałdach sukmany; ale napróżno starał się powtarzać modlitwę odmawianą bardzo szybko, tonem trochę śpiewnym, która wychodziła z tych ust przyzwyczajonych nałogowo do stałej formuły, bez zatrzymywania się i bez westchnień. Jednakże ostatnie słowa modlitwy dostały się do jego uważnego ucha:
„Miej opiekę, o Boże, nad moimi przyjaciółmi nad więźniami, podróżnymi, chorymi i konającymi...
Jack zasnął wówczas snem gorączkowym, przerywanym, w którym głos konania jego sąsiada mięszał się z widziadłami więźniów, wstrząsających okowami, i podróżników po drodze idącej bez końca.
.....I on także jest jednym z tych podróżników. Idzie po drodze, podobnej do tej, jaką chodził do Etiolles, tylko dłuższej, bardziej krętej i wydłużającej się za każdym krokiem. Cecylia i matka idą przed nim, nie chcąc na niego zaczekać; pomiędzy drzewami rozróżnia on falowania ich dwóch sukien. Nie może się z niemi połączyć, bo mu przeszkadzają ogromne machiny, ustawione wzdłuż rowów, przerażające, huczące, których gardła otwarte i pociski dymiące żarem na niego buchają. Heblownice i piły pa-