Strona:PL A Daudet Jack.djvu/710

Ta strona została uwierzytelniona.

Jack usłyszał wprawdzie, że odchodziła, ale nie przestał powtarzać głosem ochrypłym, z oczami ciągle utkwionemi we drzwi:
— Ona nie przyjedzie..... Ona nie przyjdzie.....
Siostra próbuje powiedzieć kilka słów:
— Ale, moje dziecko, uspokój się...
Wtedy on wstaje, z wejrzeniem strasznem i jakby obłąkanem:
— Ja wam powiadam, że ona przyjść nie zechce.... Wy jej nie znacie; to zła matka.... Ilem tylko zaznał smutku w mojem życiu, to wszystko od niej pochodziło.... Serce moje jest jedną raną, która powstała z uderzeń przez nią zadanych.... Kiedy on udał tylko, że jest chory, ona pobiegła do niego natychmiast i opuścić go już nie chciała.... Ja umieram, a ona nie przychodzi.... O! niegodziwa, niegodziwa, zła matka! Ona to mnie zabiła i nie chce widzieć, jak umieram!
Wysiłkiem tym wyczerpany, Jack opuszcza głowę na poduszkę, a zakonnica schyla się do niego, ażeby go pocieszyć i uspokoić; podczas, gdy dzień zimowy, krótki a ponury, kończy się, gaśnie żałobnie, wśród zmierzchu żółtawego, przypruszonego śniegiem.

∗             ∗

Karolina i Argenton wysiadali z powozu na wybrzeżu Augustyanów. Wracali z koncertu popularnego, wyelegautowani w futrach, aksamitach, w rękawiczkach i koronkach. Ona była roz