rami nęciły go, mówiły mu o odjeździe i oswobodzeniu. Godzinami stał nieruchomy, patrząc na uciekający ku zachodowi słońca rozpostarty żagiel, niby skrzydło mewy, na lekki niby z cygara dym, który zdawał się ciągnąć za ogniem pięknej gwiazdy, niknącej wraz z nim na widnokręgu.
Madu myślał ciągle o tych okrętach w szkole. Tak samo wyobrażał sobie swój powrót do kraju światła, marząc, że jeden ptak go przywiózł, drugi odwiezie.
Prześladowany stale przez tę myśl, zapomniawszy o Ba, Be, Bi, Bo, Bu, gdyż w zgłoskach tych jego oczy widziały tylko błękit morza i wielkiego otwartego nieba, umknął pewnego dnia z kollegium i wśliznął się głęboko na statek pana Bonfils, gdzie go znaleziono w porę. Lecz gdy drugi raz uciekł, skrył się z taką przebiegłością, że dostrzeżono go na statku dopiero w środku zatoki Liońskiej. Inne dziecko zostawiliby, lecz gdy się dowiedzieli, że to jest Madu, kapitan spodziewając się nagrody, odwiózł Jego Królewiczowską Mość do Marsylii.
Odtąd był jeszcze nieszczęśliwszy, strzeżony, więziony; lecz w postanowieniu swojem bynajmniej nie osłabł. Pomimo wszystkiego, uciekał znowu, chował się na wszystkie odpływające okręta; znajdywano go między piecami, w składach węgli, pod stosami siatek na ryby. Gdy go przyprowadzono, nie okazywał żadnego wzburzenia, tylko uśmiechał się smutnie, co odbierało chęć karania go.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/78
Ta strona została skorygowana.