Strona:PL A Daudet Jack.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepraszam panią, przerwał rektor, rozśmieszony mimowoli tym potokiem słów i ustawicznem przeskakiwaniem z jednej myśli do drugiej... Cóż pomówmy o Jacku?
Oparty o biurko, na którem dopiero co pisać przestał, z głową lekko schyloną, patrzył szanowny kapłan z ukosa wzrokiem złośliwością i księżą przenikliwością zaostrzonym na młodą kobietę, która przed nim siedziała ze stojącym obok niej Jackiem.
Była to elegancka osoba, z ułożeniem bez zarzutu, gustownie ubrana i odpowiednio do dnia pory — a było to w Grudniu 1858 r. W puszystości jej futra, w bogactwie czarnej toalety, oryginalności skromnego kapelusza objawiał się spokojny zbytek kobiety, która posiada powóz i przechodzi z czystości swoich dywanów do karecianych poduszek, nie trącając błota ulicy.
Głowę miała bardzo małą, co zawsze nadaje kobietom wzrost wyższy; twarz piękną, jak owoc meszkiem okrytą, ruchliwą, wesołą, oświetloną naiwnemi jasnemi oczami, zęby białe, które ukazywała w każdej sposobnej chwili. Ta ruchomość jej rysów wydawała się nadzwyczajną; w tej śmiejącej się fizyognomii czy to dolna warga lekko wydłużona ciągłą potrzebą mówienia, czy też wązkie pod lśniącą opaską czoło wskazywało brak refleksyi i wyjaśniało nieprzerwanie otwarte nawiasy w rozmowie pięknej kobiety, jak owe japońskie koszyczki wyrachowanej wielkości je-