Oto, do czego doszedł ostatni potomek potężnego Tokodonu, założyciela dynastyi dahomeyskiej! Kupuje artykuły żywności dla gimnazyum Moronvala.... Dwa razy w tydzień można go widzieć, jak przechodzi długą ulicę Chaillot, ciągnącą się wzdłuż murów, wychudzony, wynędzniały, drżący, gdyż teraz mu ciągle zimno. Nie rozgrzewa go ani ciężka praca, do której go skazano, ani bicie, ani wstyd, że został służącym, ani nawet nienawiść do Ojca w kiju — jak nazywał Moronvala.
A jednak nienawiść ta była bardzo silną.
Ach, gdyby Madu został kiedy królem!... Serce mu drży z wściekłości na tę myśl, i trzeba słyszeć, jak zwierza się Jackowi ze swoich projektów zemsty.
— Kiedy Madu powrócić po Dahomeyu, napisać uprzejmy bilecik do ojca w kiju, zaprosić go do Dahomeya i uciąć mu głowę nad wielką mosiężną miednicą; a potem skórą jego okryć wielki bęben na wojnę z Aszantami... Zim! bum! bum!... Zim! bum! bum!...
Jack widział w ciemności, złagodzonej odblaskiem śniegu, dwoje małych błyszczących oczu tygrysa, podczas gdy murzyn uderzał głucho ręką w bok swego łóżka, naśladując wojenny bęben. Mały Barancy przeraził się i przerwał na chwilę rozmowę. Otulony w kołdrę, z głową napełnioną tem, co usłyszał, „nowicyusz” sądził, że widzi migotania szabli i wstrzymał oddech.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/85
Ta strona została skorygowana.