gdzie są doskonałe ciastka i można widzieć wielu oficerów w pięknych mundurach. Ach! jakże mi tam było wesoło!... Naprzód wszyscy panowie mnie pieścili, całowali. Miałem papę Karola, papę Leona, rozumiesz pan, papów na żart, bo mój ojciec od dawna już nie żyje i nigdy go nie znałem... Z początku przykrzyło mi się trochę w Paryżu, gdyż nie widziałem drzew, ani wsi; lecz mama tak mnie kocha i pieści, że wkrótce się pocieszyłem. Ubrali mnie po angielsku, co jest teraz w wielkiej modzie, codziennie fryzowali mi włosy, wyprowadzając na spacer do lasku Bulońskiego, około jeziora.... Nakoniec dobry przyjaciel powiedział, że ja się niczego nie nauczę, że trzeba mnie oddać do jakiego pensyonatu, więc mama zawiozła mnie do Vaugirard, do Ojców....
Tu Jack się zatrzymał.
Zwierzenie, jakie miał zrobić o nieprzyjęciu go przez jezuitów, raniło jego miłość własną; pomimo naiwności i nieświadomości wieku, czuł, iż jest w tem coś poniżającego dla matki i dla niego. Potem zaś opowiadanie, które nierozważnie rozpoczął, naprowadziło go pierwszy raz w życiu na myśl poważną.... Czemu go tam nie przyjęto? Co znaczyły łzy matki i z takiem politowaniem wymówione przez rektora słowa: „biedne dziecko”.
— Powiedz pan — rzekł nagle murzyn, co to jest kokotka?
— Kokotka? powtórzył Jack nieco zdziwiony... nie wiem... To chyba kura.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/87
Ta strona została skorygowana.