sto się zmieniały, gdyż nie było tygodnia, ażeby doktor nie zrobił jakiegoś naukowego odkrycia; w ogóle jednak dwuwęglany, alkalie, arszenik (na szczęście w nieskończenie małych dozach) stanowiły podstawę tej kuracyi za pomocą środków pożywienia.
Jack znosił te usługi i nie śmiał powiedzieć, że alkali wcale mu nie smakuje. Od czasu do czasu zapraszano i innych profesorów. Wszyscy oni pili za zdrowie małego Barancy, i trzeba było widzieć, jak się unosili nad jego wdziękiem i zręcznością; trzeba było widzieć, jak śpiewak Labassindre po najmniejszym dowcipie nowicyusza przewracał się na krześle, trząsł od śmiechu, ocierał sobie oczy rogiem serwety i z całej siły uderzał ręką w stół.
Nawet Argenton, piękny Argenton, rozweselał się. Nieznaczny uśmiech poruszał mu duże wąsy, a niebieskie, perłowo-lodowate jego oczy zwracały się na malca z wyniosłem uznaniem.
Jack był zachwycony.
Nie rozumiał, nie chciał zrozumieć wzruszania ramionami i ustawicznych mrugań, jakiemi Madu dawał mu znak po za plecami jedzących, czyniąc pokornie najniższe posługi z serwetą na ramieniu i lśniącym czystością talerzem w ręku.
Madu znał wartość tych przesadnych pochwał i znikomości ludzkiej wielkości!
I on niegdyś siedział na zaszczytnem miejscu, pił dyrektorskie wino z przyprawą doktorskiego fla-
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/90
Ta strona została skorygowana.