Od dawna marzył on o założeniu pisma, poświęconego interesom kolonii, o zadowoleniu swojej politycznej ambicyi systematycznem przypominaniem się współziomkom, a może nawet — o poselstwie. Na początek dziennik wydawał mu się koniecznie potrzebnym, później mógł go porzucić.
Często rozmawiał o tem ze swoimi znajomymi; wszyscy zachęcali go do wykonania tego projektu. Ach! gdyby mógł mieć organ!... Ileż niewydanych rękopisów kryło się w tych mózgownicach, ile niewyrażonych, albo raczej niedających się wyrazić myśli, które — według ich przekonania — stałyby się jaśniejszemi dzięki wyrazistości druku!
Moronval miał jakieś przeczucie, że matka nowicyusza przyjmie nakład tego pisma, lecz nie chciał się zbyt spieszyć, z obawy, żeby nie zbudzić w niej podejrzenia. Należało rzecz osłonić, owinąć, sprowadzić z bardzo daleka, ażeby ograniczony nieco umysł mógł ją zrozumieć.
Na nieszczęście pani de Barancy swoją ruchliwością nie nadawała się do jego planów. Bez żadnej złej woli, jedynie przez swoją naiwność, słuchała mulata, uśmiechając się z miłym lecz roztargnionym wzrokiem, błyszczącym tem bardziej, iż się na niczem nie zatrzymywał.
— Gdyby jej było można podsunąć chęć pisania.... myślał Moronval i delikatnie napomknął, że między panią Sévigné i George Sand możnaby zająć piękne stanowisko. Ale co pomoże półsłówkami i alluzyami przemawiać do ptaka, który
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/93
Ta strona została skorygowana.