Strona:PL A Daudet Jack.djvu/97

Ta strona została skorygowana.

Od ósmej godziny „małe ciepłe kraje” zajęły miejsca na swoich ławkach, a między niemi blond włosy małego de Barancy jaśniały jak światło na ciemnem tle ogorzałych dzieci.
Moronval rozesłał mnóstwo zaproszeń w świat artystyczny i literacki, przynajmniej ten, do którego uczęszczał; z najodleglejszych kątów Paryża wszyscy Chybieni kapłani sztuki, literatury i architektury spieszyli w licznem gronie.
Przybywali gromadami, zziębli, drżący, z głębi Montparnassu i Fernes na wierzchu omnibusów, wyszarzani a dumni, ograniczeni a genialni, wyciągnięci z cienia, w którym się szamotali, przez żądzę pokazania się, wypowiedzenia lub zaśpiewania czegoś, przekonania samych siebie, że jeszcze istnieją. Poczem, chłystnąwszy świeżego powietrza, nasiąkłszy trochę światłem, pokrzepiwszy się widokiem podobnej sławy i powodzeń, wracali do swej ciemnej otchłani z potrzebną siłą do wegetowania.
Były to bowiem stworzenia wegetujące, zarodkowe, niedokończone, podobne do tych płodów głębi morza, pozbawionych ruchu, którym brak jedynie zapachu, ażeby się stały kwiatami.
Znajdowali się pomiędzy nimi filozofowie, mędrsi niż Leibnitz, lecz od urodzenia głuchoniemi, którzy gestami tylko wyrażali swoje ideje i nieartykułowane argumenta. Byli malarze, pałający żądzą wielkości, którzy tak dziwnie ustawiali krze-