genialnych ludzi. Dumnie szły obok mężów, uśmiechając się do nich po macierzyńsku, jak gdyby każda z nich mówiła: „Oto moje dzieło!...” I rzeczywiście, miały z czego się chełpić, gdyż w ogólności wszyscy ci panowie wyglądali kwitnąco.
Dodajmy do tej galeryi dwa lub trzy literackie graty, salonowych bajarzów, starych członków przeróżnych towarzystw, zawsze czatujących na podobne zebrania, następnie komparsów, nie określone typy, jakiegoś jegomościa, który nie nie mówi, lecz uważany za bardzo uczonego, bo czytał Proudhona, innego wreszcie wprowadzonego przez Hirscha a nazywanego „synowcem Berzéliusa”. Nie miał on innego tytułu do sławy, tylko pokrewieństwo ze znakomitym szwedzkim uczonym, a wyglądał na skończonego głupca; był komedyantem in partibus, nazywał się Delobelle, i, jak mówiono, miał założyć swój teatr.
W końcu należeli do zebrania zwykli biesiadnicy domowi, trzej profesorowie, Labassindre w paradnym stroju, wydający od czasu do czasu swoje: „beuh!... beuh!...” dla przekonania się, czy ma ton, gdyż go potrzebował na wieczór; Argenton, piękny Argenton po archanielsku uczesany, wyfryzowany i wypomadowany, w jasnych rękawiczkach, stąpał uroczyście, genialny i poważny. Moronval przy wejściu do salonu przyjmował wszystkich, ściskał ręce roztargniony i bardzo zaniepokojony tem, że czas mijał, a hrabina —
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/99
Ta strona została skorygowana.