Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/109

Ta strona została skorygowana.

— Otóż jestem — rzekła.
Ubrana była w jedną z tych ciemnych, skromnych i niezwracających na siebie oczów przechodnia sukien, które pozwalają, młodej kobiecie przejść ulicą, niepostrzeżenie. Twarz jej zakrywał gęsty woal. Skoro go podniosła, wyraz szczęścia i radości, bijący z jej oczów, rozjaśnił dokoła wszystko. Rajmund chciał jej paść do nóg, lecz ona usiadłszy w fotelu, przycisnęła go do swej piersi, aby pocałunkiem i pieszczotą ugasić ogień, który jej wargi oblewał krwi strumieniem.
Byłto dzień cudnie piękny — dzień najsłodszej rozkoszy i miłości. Marta na pół bez myśli, lecz z prawdziwym wdziękiem oddała mu się zupełnie. Należała ona do tego rodzaju kobiet, które, począwszy od Heleny aż do pani Récamier, zachwycały zawsze świat klasyczną swą pięknością i doskonałością kształtów. Po raz pierwszy uległa pod wpływem miłości. Odtąd pozostawali w zachwycie, połączeni niczem nierozerwanemi węzły.
Po pierwszych wybuchach miłości, nastąpił czas niewymownie czułych i słodkich zwierzeń i szeptów, w którym upojeni miłością kochankowie, żyją wyłącznie sobą tylko. Wtedy, wspominając przeszłość, zamieniają obietnice na przyszłość, uczą się poznawać nawzajem i składają przysięgi, które zdawałoby się, że wieki przetrwać powinny.
To też Marta uważnie słuchała słów Rajmunda — słów pełnych zachwytu i upojenia. Przery-