od wielu innych młodych kobiet — odpowiedziała Marta.
— Ależ ja ci wcale nie czynię wymówek — odparł Varades.
— A czy weźmiesz mnie dzisiaj ze sobą? — spytała Walentyna.
— Wydaje mi się to trochę trudnem, moja droga. Teatr Opery podczas przedstawienia baletu, nie jest właściwem dla młodej panienki miejscem. Później, jak pójdziesz zamąż, będziemy, jeżeli zechcesz, bywały razem; teraz jednak będę cię mogła zabierać z sobą bardzo rzadko.
Walentyna nic nie odrzekłszy, spóściła główkę. Przedmiot rozmowy się zmienił.
O ósmej, Marta poszła się ubierać do swego pokoju. Towarzyszyła jej Walentyna, która ujrzawszy po chwili swą przyjaciółkę gotową już do wyjścia, wystrojoną, piękną i olśniewającą, na raz zapomniała o żalu, oddając się wyłącznie uniesieniom zachwytu. Marta ściskając ją, rzekła:
— Nie chodź do opiekuna, dopóki nie usłyszysz turkotu oddalającej się karety.
Na te słowa Walentyna spojrzała Marcie prosto w oczy.
— Dobranoc! dobranoc! — zawołała Marta, trochę pomięszana, wychodząc ze swego pokoju.
Zatrzymała się jednak w małym saloniku, gdzie Varades zwykł był po obiedzie czytywać
Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/142
Ta strona została skorygowana.