Minął rok, o którym tylko pobieżnie wspomnimy. Rok ten nie wiele odmienił ogólne położenie, któreśmy wyżej opisali. Marta postępowała ciągle drogą występku, bez burz i przeszkód, ze spokojem właściwym jedynie miłości dozwolonej przez prawo. Słowem, Marta i Rajmund, nie doznawali żadnych wyrzutów sumienia, pojąc się w tajemnicy swem szczęściem i ukrywając się z niem przed okiem ciekawych. Marta codziennie przepędzała dwie godziny u Rajmunda. On, pod pozorem zdawania Varades’owi sprawy z interesów, przychodząc co rano do pałacu, jakkolwiek krótko, widywał ją codziennie. Wówczas zamieniali tylko parę słów, lub uściśnienie ręki. Wystarczało to jednak do naznaczenia schadzki lub obmyślenia planu na przepędzenie dnia, jeżeli obustronne zajęcia zostawiały im trochę wolnego czasu.
Z nadejściem lata, które Varades, jak zwykle, chciał przepędzić w swych dobrach w Normandii, Marta i Walentyna udały się tam także. Za-