w lata, nic nie wiedząc, nic nie rozumiejąc i nie domyślając się niczego, chyba tego, że z niewiadomych jej przyczyn, szczęście nie gościło w domu Varades’a. Spędzała dni życia podług swej woli, poprzestając na małem, wyglądając tylko z niecierpliwością godziny, mającej ją oswobodzić i czekając dojścia do pełnoletności. Zaczynał się już budzić w niej jednak jakiś głos tajemniczy niby coś nieokreślonego, — pierwsze przebłyski dojrzewającego pod wpływem miłości serca i zaczynała już machinalnie powtarzać imię człowieka, którego bez drżenia widzieć obok siebie nie mogła. Tym człowiekiem był — Rajmund! Ze wszystkich osób, jakie ją otaczały, Rajmund bez wątpienia miał najszlachetniejsze serce i był pięknym, a chociaż okazywał jej tylko zwyczajną grzeczność, ona marzyła o nim więcej, niż było potrzeba do zakłócenia jej dotychczasowego spokoju.
Tak przechodziły dni, bez nadzwyczajnych wrażeń. Opisywany przez nas rok, był niejako zawieszeniem broni w tej wojnie domowej, którą czytelnik już poznał.
Pewnego dnia, około godziny trzeciej popołudniu, Marta, jak zwykle, weszła do pokoju Rajmunda z twarzą okrytą gęstym woalem, zasłaniającym ją przed wzrokiem tych, którzy ją codziennie na tej drodze spotykali. Wbrew zwyczajowi, Rajmund tego ranka nie był w pałacu Varades’a.
Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/150
Ta strona została skorygowana.