Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

częło się cztery miesiące temu. Straty następowały jedna po drugiej. Są chwile, gdzie się jest ślepym. Nie umiałem przewidzieć wypadków. Wszystkie wyrachowania zawiodły mnie. Trzy razy z rzędu, korzystając z kredytu i zgromadzając ze wszystkich stron pieniądze, starałem się stawić czoło losowi. Płaciłem ciągle, lecz dzisiaj — wszystko stracone... Dzisiaj mamy 28 stycznia; wczoraj na giełdzie straciłem 35000 franków. Jestem shańbiony, jeżeli nie zapłacę tych pieniędzy 5 lutego. Gmach szczęścia, który z takim trudem wznosiłem, na raz runął u stóp moich.
— Zapłacisz — rzekła Marta — mam brylanty.
— Nigdy! nigdy! — zawołał.
— Mam brylanty — powtórzyła nie słuchając go — spieniężywszy je, otrzymam znacznie większą summę niż ta, jakiej potrzebujesz. Spłacisz dług i będziesz mógł znów probować szczęścia. Musisz to uczynić — dodała stanowczo, widząc, że Rajmund ma zamiar oponować.
— A jeśli i to stracę? — zauważył nieśmiało.
— Pozostaje jeszcze mój mąż.
— Marto! błagam cię, nie mów tego. To byłoby podłością?
Wzruszyła ramionami i odparła z siłą:
— Będę podłą, jeżeli tego potrzeba! Kto się o tem dowie? Czy przez to mniej będziesz mnie kochał? Cożby mogło mnie wstrzymywać?
— Honor!... honor!