Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/165

Ta strona została skorygowana.

Cieszyli się oboje z mającego nastąpić wypadku, który ich związek silniejszemi węzłami połączy. Zazdrościł jednak Rajmund Varades’owi przyszłej jego obecności obok dziecka, oraz zajęcia się jego wychowaniem, stosownie do swej woli.
— Nie obawiaj się niczego — mówiła Marta — wychowam je dla ciebie; będzie cię kochało, skoro ja ciebie kocham.
Czas przechodził szczęśliwie bez bólów, bez cierpień, a nade wszystko, czego się przedtem najwięcej obawiała — bez wpływu na jej piękność. Upłynęło sześć miesięcy. Czując zbliżanie się uroczystej chwili, wstrzymywała się od dalekich spacerów i wyjazdów. Kiedy po raz ostatni przyszła do Rajmunda, z którym na kilka tygodni miała pozostać rozłączoną, była smutną jakby pod wrażeniem złych przeczuć.
— Ciebie nie będzie przy mnie — rzekła, — jeżeli umrę nie widząc cię...
— Cicho! przez litość, nie mów tego.
Żałując, że zaniepokoiła Rajmunda, chciała go pocieszyć.
— Tak jest, masz słuszność — nie chcę umierać! Nie obawiaj się więc; będę żyła nadzieją, że cię wkrótce zobaczę.
Wreszcie umówili się co do różnych okoliczności, mających ułatwić im piśmienne porozumienie. Marcie, otoczonej osobami nieznającemi jej tajemnicy, nie było tak łatwo odbierać listy