stanowiła się nad niebezpieczeństwem, na jakie się narażasz?
— Jakie niebezpieczeństwo? — spytała Marta.
— Mąż może się dowiedzieć!...
— Męża mego nie ma w domu — nikt o tem nie będzie wiedział — odparła Marta zdziwiona, że po raz pierwszy Walentyna opiera się niejako jej życzeniom i zaniepokojona myślą, czy czasem młoda dziewczyna nie odgadła jej tajemnicy. Chcąc się więc napozór usprawiedliwić wobec podejrzeń, jakich się domyślała, dodała:
— Zresztą cóż w tem widzisz złego? Pani Vilmort była moją przyjaciółką. Syn jej zajmuje się mojemi interesami, — o czem mąż wie dobrze, chociaż mu tego nie mówiłam, — i pragnie się ze mną widzieć. Przyjmę go więc. W czemże tu — i jaka z mej strony wina? Czy, że przedsiębiorę środki, aby się nie narazić p. Varades, który z p. Vilmort, od czasu jego bankructwa, zerwał wszelkie stosunki?
— Jestem tylko niedoświadczoną dziewczyną — tłumaczyła się Walentyna z bardziej udaną niż rzeczywistą naiwnością, — lecz zdaje mi się, że ta tajemnicza wizyta jest nierozsądną; że im więcej się ukrywasz przyjmując p. Vilmort, tem więcej godność swą na szwank narażasz.
— Odmawiasz mi więc tej przysługi? — spytała Marta, wpatrując się uparcie w swą przyjaciółkę.
Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/170
Ta strona została skorygowana.