Wypowiedziawszy te stówa, Walentyna spiesznie opuściła Martę, czując, że siły jej słabną, i że pozostając dłużej, łatwo mogłaby się zdradzić. Wyszedłszy, zamknęła się w swym pokoju i zalała łzami, przestraszona bystrością, z jaką Marta odgadła prawdę.
Marta widząc ją wychodzącą, wyszeptała:
— Jak ona kocha go, sama o tem nie wiedząc! — Myśląc nad tem długo, bez gniewu i zazdrości — zadumała się głęboko.
Nazajutrz, w skutek tej rozmowy, Walentyna pojmując aż nadto dobrze, że się przyczynia do czegoś niedobrego, ze smutkiem i drżącem sercem, oczekiwała przyjścia Rajmunda. Nie chcąc się do tego przyznać, gniewała się sama na siebie, iż otwiera dom przyjaciółki temu, którego sama tak kochała.
O ósmej godzinie Marta zbudziła się nagle z odrętwienia. Walentyna, na dany jej znak, wstała, a poleciwszy doglądającej ją kobiecie, odejść do odległego pokoju, w którym znajdowała się mamka z dzieckiem, wyszła. Postarała się przedtem wydalić z pałacu całą służbę. Odźwierny spał w swoim pokoju. Mogła więc niewidziana minąć podwórze, przejść przez ogród i stanąć przy drzwiczkach, wychodzących na ulicę ś. Jakóba, a umieszczonych w końcu muru, oddzielającego ogród od tej ulicy. Noc była chłodna, a
Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/172
Ta strona została skorygowana.