— Dobrze. Sam się pan przekonasz.
Powiedziawszy to, Walentyna zamilkła, nie mogąc z siebie słowa wydobyć. Lecz nagle zatrzymała się. Odeszła od Rajmunda, a składając jak do modlitwy ręce, rzekła:
— A! przez litość, nie chodź pan tam. Oddal się; obecność pańska w tym domu jest zbrodnią. Widzę to, czuję, wiem o tem — oddal się pan, błagam cię o to.
Przy jasnem świetle księżyca, Rajmund spojrzał się na nią zdziwiony.
— Zbrodnią? mylisz się pani — i dodał: — Czy pan Varades powrócił?
— Nie panie; lecz w jego nieobecności nie powinieneś pan być tutaj. Jest to krok niebaczny, który nas wszystkich zgubić może.
Rajmund przyjął te słowa w innem znaczeniu. Sądził, że Walentyna pod wpływem egoistycznego uczucia, obawiała się być sama skompromitowaną.
— Pojmuję obawy pani — odrzekł — i pragnę je uspokoić. Pójdę sam. Znajdę pokój pani Varades z łatwością, a jeżeliby się miało coś zdarzyć, nie będę miał przynajmniej wyrzutów, żem panią naraził.
— Nie zrozumiałeś mnie pan — odparła Walentyna. — Nie przez wzgląd na siebie obawiam się niebezpieczeństwa. Chodź pan za mną.
Spiesznie szła ku domowi milcząc, lecz z ser-
Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/174
Ta strona została skorygowana.