Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/175

Ta strona została przepisana.

cem przepełnionem wzruszeniem i tajoną, miłością, gotowa wybuchnąć pod tak boleśnie przygniatającym ją ciężarem. W kilka minut później weszli do pokoju Marty.
— Dziękuję ci Walentyno — wyszeptała Marta, ujrzawszy wchodzącego Rajmunda.
Walentyna nic nie odrzekła. Spojrzała się tylko smutnie, a przeszedłszy przez pokój, zniknęła, pozostawiając razem dwoje kochanków.
Skoro znaleźli się sami, nie byli wstanie powstrzymać się od wykrzyku radości; Rajmund zbliżył się do Marty, otoczył swem ramieniem uwielbianą istotę, okrywając pocałunkami jej czoło i oczy. Po tem pierwszem uniesieniu, usiedli trzymając się za ręce i słuchali się w upojeniu.
— Chciałam ci nasze dziecko pokazać — rzekła — lecz nie mogę tego uczynić bez narażenia ciebie. Jak tylko zacznę wychodzić, wezmę je do ogrodu luksemburskiego; zobaczysz je na ręku mamki.
— Dzisiaj do ciebie tu przyszedłem i tylko do ciebie.
— Zapewne się zmieniłam.
— Nigdy nie byłaś piękniejszą.
— Czy mówisz prawdę?
— Spytaj się moich oczów; one ci odpowiedzą.
Przy słodkiej rozmowie zapomnieli o całym