człowiek ten przebaczy jej kiedykolwiek narzucone sobie więzy; zwrócić przyjaciółkę na drogę obowiązku; uchronić Varades’a od wszelkiego nieszczęścia, Martę zaś i Rajmunda od strasznej niesławy: oto cel, jaki nagle odsłonił się przed jej oczyma. Było to kompletne zaparcie się siebie — i jednocześnie najwyższy z jej strony egoizm. Z jednej strony powodowana miłością i przyjaźnią, a z drugiej sama zakochana na zabój, wmieszała się jak szalona w ten dramat, który sama jedna tylko rozplątać mogła. Mając jedynie na uwadze potrzebę spiesznego działania, nie tylko, że nie wachała się okryć wstydem w oczach opiekuna, nie tylko, że nie zastanawiała się nad przeszłością, ani spojrzała w przyszłość, ale znalazła jeszcze w dobrowolnem poświęceniu własnej sławy, słodkie i cierpkie zarazem wewnętrzne zadowolnienie.
Zaniepokojona i wzruszona zarazem do głębi duszy Marta, podziękowała jej za to wzrokiem podziwu i zdziwienia.
Osłupiały Vilmort spuścił głowę. Chwilowa, straszna boleść Varades’a została złagodzona i pod wpływem niespodziewanej myśli, rzekł do Walentyny:
— On? twoim kochankiem! od jakiegoż to czasu?
— Od dwóch miesięcy — odrzekła.
— O nieszczęsne dziecko! — zawołał. — Uwiódł
Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/179
Ta strona została skorygowana.