Pewnego dnia, Varades jadł objad w towarzystwie swej pupilki, Walentyny de Chantoce. Ta młoda panienka, podówczas piętnastoletnia, kształciła się jakeśmy już wspomnieli w klasztorze Sacré-Coeur. Cztery razy do roku przepędzała kilka godzin przy swoim opiekunie, który żądał sam tego, nie dla przyjemności jej towarzystwa, ale ze względu na obowiązki opieki, która go uczyniła depozytorem majątku sieroty. — Zrobiwszy raz ten krok, zapewniający ważne korzyści, z narażeniem się na odpowiedzialność i wszelkie przykre następstwa, znosił je później cierpliwie, ale nie zadał sobie nigdy trudu okazywania swej pupilce przyjaznej życzliwości, otoczenia jej delikatnemi względami, któreby zatarły myśl bolesną, że się znajduje u obcych.
W dniu oznaczonym przyjeżdżała z rana, witała opiekuna, zamieniała z nim kilka zużytych grzeczności; poczem, nadto dumna, pomimo młodocianego wieku, by szukać rozrywki w towarzystwie służących, brała zwykle książkę z biblijo-