Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/187

Ta strona została przepisana.

— Walentyno! czy tylko naprawdę miałaś ten jedyny szlachetny cel na myśli?
Marta bolesne to zapytanie złagodziła słodyczą. i dobrocią głosu.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — spytała zmieszana Walentyna.
— Czy nie rozumiesz mnie? — zawołała Marta. — Bądź ze mną otwartą, błagam się! Ja twego szczęścia pragnę, i jedynie tylko twego szczęścia.
Przejęta głębokiem wzruszeniem, Walentyna nie odpowiadała.
Marta przycisnęła ją do piersi i czule uściskała. Po jakimś czasie milczenia dodała:
— Czyś się zastanowiła nad następstwami twych słów, jakieś wówczas wyrzekła?
— Nie byłam w stanie myśli zebrać — odparła nakoniec Walentyua. — Usiłowałam zastanowić się i przedsięwziąć cośkolwiek. Serce się rozdzierało, a łzy płynęły do oczów. Miałam ciągle przed sobą tę straszną scenę. Nie mogłam, nie śmiałam o czemśkolwiek innem pomyśleć.
— Trzeba jednakowoż zastanowić się głębiej. Zmusiłaś niejako p. Vilmort, aby prosił cię o rękę, a po części nawet zobowiązałaś się, że mu jej nie odmówisz. Czy go przynajmniej kochasz?
Na to nowe zapytanie, oczy Walentyny podniosły się na Martę.